sobota, 19 marca 2016

Rozdział X

W korytarzu stali wszyscy moi przyjaciele oprócz Kasa i Lysandra, i Titi a gdy weszłam krzyknęli "Witamy Amy". Trzymali różne balony i stali z wielkimi uśmiechami na twarzy. W tym momencie ja jako jedyna byłam zgaszona i ponura. Patrzyłam na nich ze spuchniętymi oczami i rękami które bezwładnie wisiały wzdłuż mojego ciała. Wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni. W tym momencie przypomniałam sobie chwile przed domem Lysa. Zaczęło kręcić mi się w głowie a z oczy znowu poleciały pojedyncze łzy. Titi puściła balony i podeszła do mnie przytulając mnie.
Ti: Kochana. Co się stało ? -Powiedziała puszczając mnie a za nią pojawiły się patrzące na mnie osoby.
Am: On...Ona...i...potem...ja...i...-Powiedziałam co chwilę nabierając tchu a z moich oczu leciało coraz więcej łez.
Ti: Do rzeczy...-Powiedziała patrząc na mnie. Nabrałam powietrza i wypaliłam.
Am: On...Całował się z jakąś...inną dziewczyną -Powiedziałam patrząc na moich przyjaciół. Zrobili wielkie oczy.
Roz: Kto?
Am: Lysander...-Powiedziałam cicho.
Roz: Lysiu? On? On nie ma żadnej dziewczyny...-Powiedziała przytulając mnie a ja się odsunęłam. 
Am: Miło z waszej strony, że tu przyszliście ale...Chciała bym zostać sama...-Odpowiedziałam i pognałam do pokoju. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się ze łzami na łóżko. Nie umiałam w to uwierzyć...A jednak...To prawda...Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Gdy ochłonęłam a raczej zabrakło mi łez, spojrzałam na zegar. Była 21:02. Wzięłam piżamę i wmaszerowałam do łazienki
. Po pięciu minutach byłam już pod kołdrą pisząc SMS-y z Rozą. W pewnym momencie popatrzyłam na kalendarz. Jutro są moje urodziny. Bezwładnie opadłam na poduszkę. Dzięki wpatrywaniu się w gwiazdy...zasnęłam. O 7:01 obudziło mnie energiczne pikanie mojego budzika. To ten dzień...moje 16 urodziny. Mozolnie wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wybrałam komplet ubrań z krótkimi spodenkami. Nie chciałam wzbudzać podejrzeń. Cały czas myślałam o wczorajszym dniu. Gdy o tym myślałam ściskało mnie w sercu. Po tym jak uczesałam się, umyłam zęby i zrobiłam makijaż zeszłam po schodach. W kuchni czekała na mnie Titi.

Ti: Wszystkiego najlepszego! -Krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Podziękowałam jej cicho. Odsunęła się ode mnie łapiąc mnie za ramiona
Ti: Nie przejmuj się nim...Od razu widać, że nie jest ciebie wart. -Powiedziała z uśmiechem. Jako że Titi musiała szybciej wyjść do pracy nie zjadłam nic i wyszłam z domu z pustym żołądkiem. Wychodząc z domu spojrzałam na telefon. Miałam jeszcze 35 minut do rozpoczęcia lekcji. Skręciłam w stronę sklepu i kupiłam jabłko i drożdżówkę. Po namyśle wyszłam ze sklepu i poszłam w stronę lasu. Gdy mijałam dom Lysandra zauważyłam, że wychodzi z domu. Popatrzyłam na niego. Podążał w moją stronę. Odwróciłam wzrok i poszłam w stronę lasu. Po kilku minutach wędrówki poczułam, że ktoś mnie śledzi. Odwróciłam się. Nikogo za mną nie było. Wzruszyłam ramionami i przyspieszyłam kroku. Po chwili zauważyłam czarną plamę przemieszczającą się po lesie. Wiedziałam, że to Luna. Gdy byłam kilka metrów od niej szybko do mnie podbiegła. Wiedziałam, że mogę jej ufać. Przytuliłam jej szyję i gdy się odsunęłam sięgnęłam do plecaka. Wyciągnęłam z niego jabłko które kupiłam i dałam klaczy. Szybko je zjadła i popatrzyła na mnie swoimi oczyskami.
Am: Nie mam więcej. Po lekcjach przyjdę tu do ciebie jeszcze raz. Do zobaczenia -Po ostatnim słowie pocałowałam ją pomiędzy chrapami i odeszłam. Gdy mijałam przystanek była godzina 7:49. Postanowiłam przyspieszyć kroku. Po pięciu minutach wparowałam do szkoły. Przy otwieraniu szafki usłyszałam za sobą czyjś głos
...: Wszystkiego najlepszego Amy...-Po tym odwróciłam się i zobaczyłam Kena z ponurą miną. No tak...Tylko on wie o moich urodzinach. Po podziękowaniach Ken wręczył mi malutkiego misia z sercem.
Ke: Chciałem się z tobą pożegnać -Powiedział gdy schowałam prezent do plecaka. Po jego słowach posmutniałam.
Am: Ale...Czemu? -Powiedziałam ze smutkiem w oczach
Ke: Mój ojciec zapisał mnie do szkoły wojskowej. Powiedział, ze muszę sie trochę podciągnąć. -Odpowiedział patrząc w ziemię.
Am: Och...Szkoda...Ale...Wrócisz jeszcze co nie ? -Wypaliłam
Ke: Nie wiadomo...Przepraszam ale muszę już iść...Ojciec już wyszedł z pokoju gospodarzy...Do widzenia Amy...-Powiedział oddalając się za swoim ojcem. Wpatrywałam się w nich ze smutkiem. Gdy wyszli ze szkoły zamknęłam szafkę i pognałam na drugie piętro. W planach miałam teraz chemię. Najgorsze co mogło mi się przydarzyć. Stałam pod klasą zupełnie ponura i cicha. Po minucie podszedł do mnie Nataniel. 
Nat: Wszystkiego najlepszego -Powiedział cicho. Popatrzyłam na niego ze smutnym uśmiechem.
Am: Skąd wiesz, że mam urodziny ? -Zapytałam tak samo cicho jak on .
Nat: Pracuję w pokoju gospodarzy. Wiem takie rzeczy. -Powiedział z uśmiechem po czym odszedł. Przed dzwonkiem podeszła do mnie Roza i krzyknęła:
Roz: Wszystkiego Najlepszego! -Po tym szybko ją uciszyłam
Am: Roza...Nie chcę żeby każdy wiedział, że mam urodziny -W tym momencie zadzwonił dzwonek. Zauważyłam kątem oka Kastiela i Lysandra. Jako że Pani Delanay jeszcze nie było Roza podbiegła do Lysandra i powiedziała mu coś. Wyglądała na wkurzoną. Lysander próbował coś powiedzieć, ale Rozalia nie dawał u takiej szansy. Gdy Pani Delanay otworzyła klasę wparowałam do niej jako pierwsza. Na każdym stoliku leżały fartuchy razem z goglami i rękawiczkami. Wszyscy zajęli swoje miejsca. 
Del: Witam wszystkich. Dzis będziemy przeprowadzać doświadczenia. Proszę ubrać fartuchy...W CISZY! -Wrzasnęła po czym każdy założył ubranie. Gdy każdy był gotowy Delanay poprosiła nas abyśmy podeszli i zabrali potrzebne nam składniki, palnik itp. Podeszłam do biurka i wzięłam fiolki a Roza wzięła resztę. W tym czasie Delanay zapisała wskazówki na tablicy, a potem zaczęła przechadzać się pomiędzy ławkami. Wszystkim szło bardzo dobrze aż do pewnego momentu.
Del: NIE! NIE DODAWAJ TEGO! -Krzyknęła do Armina ale za późno. Po klasie zaczął rozprzestrzeniać się dym a zaraz po tym pojawiły się pierwsze płomienie ognia. Każdy wpadł w panikę. Pani Delanay stanęła w drzwiach i krzyknęła
Del: Niech każdy jak najszybciej opuści klasę i zostawi tam wszystkie rzeczy. -Po tym każdy po kolei wyszedł z klasy. Gdy pani Delanay szła w stronę wyjścia przypomniałam sobie o czymś. W klasie została moja jedyna pamiątka po Kenie. Bez namysłu wparowałam do klasy. Ogień był prawie wszędzie. Szybko zamknęłam drzwi aby ogień się nie rozprzestrzeniał. Poczołgałam się do mojego plecaka i zaczęłam w nim grzebać. Gdy miałam pluszaka w ręce zaczęło drapać mnie w gardle. Schowałam pluszaka w kieszeni spodni i szybko wstałam z nadzieją, że mam jeszcze szansę wyjść. Niestety gdy odwróciłam się były pokryte płomieniami. Byłam w pułapce. Gdy panikowałam zaczęło mi brakować powietrza. Poczułam, że zaraz zemdleję. Ściągnęłam fartuch i rękawiczki. Po policzkach poleciały mi łzy. Nie wiedziałam, ze coś takiego możne mi się przydarzyć. Poczułam jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Ogień spalił już prawie wszystko. Gdy upadłam na ziemię zauważyłam jak ktoś staję w drzwiach do klasy. Nie był to strażak. To raczej ktoś z mojej klasy. Gdy podpierałam się rękami o podłogę zauważyłam tylko jedno. Wysokiego chłopaka który przedziera się przez ogień. Zakręciło mi się w głowie i upadłam. Nie wiem co działo się dalej.
Gdy odzyskałam przytomność leżałam w jakimś łóżku a nade mną siedziali bliźniacy i Rozalia.
Roz: Doktorze! Obudziła się! -krzyknęła Roza. Przetarłam oczy i usiadłam na materacu. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam w szpitalu. Po chwili pojawił się przy mnie lekarz.
Le: Witam. Jak się czujesz? -Zapytał
Am: Chyba dobrze. -Powiedziałam
Le: Sprawdziliśmy cię i nie masz żadnych urazów zewnętrznych ani wewnętrznych. Za niedługo będziesz mogła wrócić do domu. -Powiedział mając zamiar odejść
Am: Doktorze! Wie Pan kto wezwał karetkę? -Zapytałam z nadzieją
Le: Tak.Przyjechał tu twój kolega. Zdaje mi się, ze siedzi na korytarzu -Powiedział
Am: Mógłby pan go tu poprosić? -Powiedziałam
Le: Tak, ale reszta będzie musiała wyjść. -Odpowiedział patrząc na grupkę która stał przy moim łóżku. 
Roz: Dobrze. Chodźcie. Poczekamy na nich -Powiedziała patrząc na bliźniaków i wyszła razem z doktorem. Opadłam na łóżko zwisając głową w dół. Od razu poczułam, że był to zły pomysł. Głowa zaczęła mnie boleć. Opadłam na poduszkę. Po chwili drzwi do sali otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł...Lysander! Popatrzyłam na nich. Wyglądał na zmęczonego. Gdy usiadł przy moim łóżku poczułam się zmieszana. W końcu powiedziałam
Am: Powiesz mi co stało się gdy zemdlałam ? -Zapytałam patrząc na ścianę. Chłopak popatrzył na mnie. W końcu odezwał się
Lys: A więc tak...
                           WSPOMNIENIE LYSANDRA
Wszyscy wybiegliśmy na dziedziniec. Każdy był oszołomiony i przestraszony. Nie wiedziałem, że coś takiego może się przydarzyć. Po chwili ktoś wezwał straż która była na miejscu już po kilku minutach
Str.: Czy wszyscy opuścili budynek? -Strażak zwrócił się do Pani Delanay. Pani Delanay zaczęła sprawdzać obecność
Del: Amy ? Amy Leeclark? Czy jest tu Amy?! -Powiedziała rozglądając się. W tym momencie serce zaczęło mi walić. Szybko podbiegłem do Kastiela
Lys: Cholera! Kastiel. Amy jest u góry! Musimy po nią lecieć! -Powiedziałem po cichu .
Kas: To leć. Ja nie będę się na nic takiego narażać -Powiedział prychając. W tym momencie moja cierpliwość się skończyła.
  Pobiegłem na piętro nie zwracając uwagi na nauczycieli. Gdy dotarłem pod drzwi klasy i otworzyłem je nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Przede mną pojawił się ogień. Po dłuższym rozglądaniu się dostrzegłem Amy...Leżała na ziemi. Patrzyła na mnie przestraszona. Gdy przedzierałem się przez ogień zauważyłem jak głowa Amy opada na ziemię. Szybko przeszedłem przez ogień i podniosłem ją. Jej ciało było bezwładne. Szybko przeniosłem ja za drzwi klasy i pobiegłem na dwór. Gdy Pani Delanay nas zobaczyła szybko wezwała karetkę. Położyłem Amy na ławkę i wpatrywałem się w nią. Ciągle nie mogłem sobie wybaczyć tego co zobaczyła. Po kilku minutach usłyszałem syreny karetki. Lekarze przyszli po dziewczynę i gdy mieli już odjechać zapytałem.
Lys: Przepraszam. Czy mógłbym pojechać z nią? -Powiedziałem
 Le: Dobrze. Ale tylko ty. Wiesz, że to co zrobiłeś było nie rozważne? Mogłeś zginąć -Powiedział patrząc na mnie. Nic nie odpowiedziałem. Po kilku minutach siedziałem już w karetce. Patrzyłem na jej zamknięte oczy. Gdy byliśmy już w szpitalu nie pozwolili mi wejść do sali. Patrzyłem na nią przez szybę...
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-**-*-*-*
Słuchałam jego opowieści bardzo uważnie wpatrując się w niego. Moja wrogość do niego trochę zmalała. Gdy skończył patrzyłam na niego z uśmiechem. 
Lys: Amy...Co do tamtego to prze...-Przerwałam mu rzucając się na jego szyję. Wiedziałam, ze jest oszołomiony .
Am:...Dobrze...Ja też przepraszam...Poniosło mnie...-Powiedziałam odsuwając się od niego powoli. Widziałam jak się uśmiecha. Dawno go takiego nie widziałam. W tym momencie do sali wszedł lekarz z jakimiś kartkami w ręce 
Le: Amy. Możesz już wyjść do domu. Twoja Ciotka zaraz będzie na miejscu. Do widzenia -Powiedział. Popatrzyłąm na Lysandra. Wstałam na równe nogi i pościeliłam łóżko. Wyszłam z sali w towarzystwie Lysandra. Było już późno więc w szpitalu prawie nikogo nie było lub każdy siedział w swoich pokojach. Wyszliśmy na zewnątrz. Trafił mnie tam zimny wietrzyk dzięki któremu dostałam gęsiej skórki. No tak...Przecież nie wzięłam bluzy ze szkoły. Lysander popatrzył na mnie i zdjął swój płaszcz i zakrył nim moje ramiona. Popatrzyłam w jego oczy. Uśmiechnęłam się do niego. W tym momencie Titi napisała mi, że nie może po mnie przyjechać. Westchnęłam. Oddałam Lysandrowi płaszcz
Am: Muszę iść pieszo. Titi nie może po mnie przyjechać. -Powiedziałam
Lys: Czekaj odprowadzę cię. Nie pozwolę żebyś miała wracać sama -Odpowiedział z usmiechem. W tedy przypomniałam sobie o Lunie.
Am: Dziękuje ale nie mogę. Musze kogoś odwiedzić. -Powiedziałam patrząc na niego
Lys: Dobrze. Więc odprowadzę cię do tego kogoś. -Powiedział z uśmiechem. Wyglądał na takiego jakby wiedział, że idę do Luny. Uśmiechnęłam się do niego. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Gdy mijaliśmy sklep zawróciłam i wstąpiłam do niego. Kupiłam trzy jabłka i wyszłam do Lysandra
Lys: Po co ci to ? -Wskazał na worek jabłek.
Am: Zobaczysz -Po tym poszliśmy w stronę lasu. Wzrokiem szukałam Luny...Po chwili zauważyłam ją na polanie spokojnie się pasącą. Gdy mnie zauważyła szybko do mnie podeszła. Pogłaskałam ją po grzywie a z torby wyciągnęłam jabłko. 
Am: Przepraszam, ze tak późno, ale miałam pewien wypadek -Powiedziałam cicho do klaczy. Wydawało mi się, że zrozumiała ponieważ po moich słowach wesoło prychnęła. Popatrzyłam za siebie. Lysander stał kilka metrów od nas przypatrując się mi. Uśmiechnęłam się do niego i wskazałam ruchem ręki aby podszedł. po kilku sekundach chłopak postanowił wypełnić polecenie. Podszedł do mnie patrząc na klacz. Patrzył na nią tak jakby ze strachem ale i z podziwem. Po chwili namysłu złapałam jego nadgarstek i podniosłam go ku chrapą konia. Lysander pogłaskał ją lekko ale po tym szybko się odsunął. Wywróciłam oczami z uśmiechem
Am: Choć. Wsiadamy -Powiedziałam wsiadając na klacz. Lysander popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Po chwili wyciągnął do mnie swoją rękę. Złapałam ją i pociągnęłam ku górze. Nie okazało się to takie łatwe jak ostatnio.
Am: Trzymaj się mocno bo dziś będzie szybciej -Powiedziałam ruszając cwałem stronę domu Lysandra. Gdy byliśmy już obok budynku mocno zahamowałam przy czym Lysander prawie nie przeleciał mi przez ramię. Oboje zsiedliśmy z wierzchowca. 
Am: Daj jej to -Powiedziałam dając Lysandrowi jabłko. 
Lys: Jak ? -Odpowiedział patrząc na mnie
Am: Tak -Otworzyłam jego zacisniętą dłoń i na jej srodku położyłam jabłko. Lysander powoli podszedł do konia i poczęstwoał go jabłkiem. Zrobiłam to samo. Luna prychnęła i zaczęła się oddalać. Popatrzyłam na Lysandra. W tym momencie przypomniałam sobie, że mam urodziny. Zrobiło mi się smutno. Na Początku niechciałam aby ktos o tym wiedział ale teraz...jest mi trochę smutno, że tylko trzy osoby złożyły mi życzenia. Lysander popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Podszedł do mnie i po chwili poczułam jak owija swoje ręcę wokuł mojej talii przyciągajac mnie do siebie. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Usmiechnął się i powiedział 
Lys: Wszystkiego najlepszego -Po tych słowach pochylił się nade mną. Zamknęłam oczy i poczułam jak jego wargi stykają się z moimi. Położyłam ręce na dekolcie Lysa i stałam nieruchomo. Po chwili odsunął się ode mnie uśmiechając się przy tym i odszedł w stronę swojego domu. Po kilku minutach ruszyłam się z miejsca i poszłam w stronę mojej ulicy. Zaczęłam biec żeby jak najszybciej dotrzeć do domu. Po pięciu minutach byłam już w korytarzu. Titi siedziała w kuchni i piła kawę. Gdy usłyszała jak zamykam drzwi szybko od mnie podeszła i powiedziała, ze strasznie przeprasza, że nie mogła przyjechać. Po kilku minutowym gadaniu pognałam do mojego pokoju opadając na łóżko. Rozmyślałam o dzisiejszym wieczorze. Pocałowałam Lysandra...Nie mogłam w to uwierzyć. W ty momencie przypomniałam sobie o prezencie od Kena. Wyjęłam maskotkę z kieszeni i postawiłam ją na stoliku. Znowu zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu.Szybko się otrząsnęłam i poszłam pod prysznic. Po dziesięciu minutach opadłam na łóżko i...zasnęłam.

środa, 16 marca 2016

Rozdział IX

O 9:05 obudziły mnie chichoty z salonu. Gdy chciałam wstać zdałam sobie sprawę, że Lysander zasnął przytulając mnie do siebie. Postanowiłam poleżeć jeszcze kilka minut. Po chwili namysłu wtuliłam się w tors Lysandra. Nie wiem dlaczego to zrobiłam ale dzięki temu czułam się bezpiecznie. Po kilku minutach Lysander obudził się. Podniosłam oczy i zdałam sobie sprawę, że nadal się do niego przytulam. Szybko go puściłam. 
Lys: Dzień dobry -Powiedział z uśmiechem. -Jak się spało ?
Am: B-Bardzo dobrze -Powiedziałam. Poczułam, że się rumienię. Szybko wstałam i poszłam poszukać sobie jakiś ubrań. gdy wparowałam do łazienki zauważyłam, ze Alexy zostawił tu swoją bluzę. Gdy ogarnęłam swój makijaż, włosy i ubrania weszłam do mojego pokoju z bluzą Alexego w ręku. Lysander najwidoczniej przebrał się w tym samym czasie.
Lys: Schodzimy na dół ?
Am: Yhym. Musze to oddać Alexemu -Podniosłam bluzę. Gdy schodziliśmy na dół rozmowy ucichły. W salonie siedziała Roza, bliźniacy i Kastiel. Razem z Lysem stanęliśmy w progu. Wszyscy skierowali spojrzenia na nas uśmiechając się przy tym. Razem z Lysem popatrzyliśmy na siebie nie wiedząc o co chodzi. Rzuciłam pomarańczową bluzę na kanapę i szybko pomaszerowałam do kuchni przypominając sobie o moim wczorajszym wyzwaniu. To co zastałam w pomieszczeniu przeszło swoje granice. W kuchni panował istny chaos. Na ziemie lało się mleko z kartonu który stał na blacie, kilkanaście brudnych misek i talerzy leżało wszędzie a cukier i inne składniki były porozsypywane. Szybko wzięłam się do pracy. Inni siedzieli na kanapie i rzucali spojrzenia w moją stronę. W domu panowała cisza.
Roz: A więęęc...Jak się wam spało ? -Powiedziała z usmiechem na ustach .
Lys: Czemu o to pytasz ? -Powiedział jak zawsze spokojnie Lysander. 
Al: Oj nie udawaj! Widziałem was jak jeszcze spaliście! Chciałem wrócić po moją bluzę ale gdy was zobaczyłem nie mogłem się oprzeć. -Wybuchnął Alexy wyjmując telefon i pokazując jakieś zdjęcie . W tym samym momencie skończyłam sprzątać i przyjrzałam się fotografii. Na samym środku niej byłam ja i Lysander! Przytulaliśmy się do siebie. Szybko odwróciłam się i pobiegłam do kuchni wyjmując potrzebne produkty do zrobienia śniadania. Niestety to nie było takie łatwe. Musiałam zrobić kanapki, jajka na twardo, kiełbaski, suche kromki chleba, herbatę, kawę oraz przygotować warzywa i wędliny. Do garnka wsadziłam jajka i zaczęłam przygotowywać kanapki. Po trzydziestu minutach wszystko było gotowe. Postawiłam cały posiłek na stole a sama położyłam się na kanapie patrząc w sufit.
Lys: Amy a ty ? 
Am: Nie jestem głodna...-Powiedziałam nieco rozkojarzona. W końcu Roza się odezwała
Roz: Too...Teraz jesteście parą ? -Popatrzyła na Lysandra. Po tych słowach spadłam z kanapy i uderzając się przy tym w łokieć. Lysander zakrztusił się kanapką. Usiadłam na ziemi masując obolałe miejsce
Lys: Ymm...no...chyba....Chyba nie...-Powiedział, co chwile kaszląc. Podniosłam się z dywanu i dyskretnie weszłam do pokoju. Wzięłam laptopa na kolana i zaczęłam przeglądać Facebooka. Po pięciu minutach przyszła do mnie wiadomość "Witaj Amy. Znaleźliśmy w twojej poprzedniej miejscowości twoich bliskich krewnych. Za niedługo będziesz mogła się tam przeprowadzić". Szybko podskoczyłam upuszczając laptopa na łóżko. Zbiegłam na parter zamykając zamek drzwi. Dobrze wiedziałam kto to do mnie napisał. Zsunęłam się na podłogę zasłaniając twarz rękoma a z oczu pociekły mi pojedyncze łzy. 
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*Lysander*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Gdy sprzątaliśmy po śniadaniu usłyszeliśmy jak Amy zbiega po schodach i biegnie do drzwi. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Jak na komendę odłożyliśmy talerze i poszliśmy w stronę korytarza. Pod drzwiami siedziała zapłakana Amy. Jako pierwsza podbiegła do niej Roza.
Roz: Amy! Co się stało? -Powiedziała kucając przy niej. Dziewczyna po chwili podniosła głowę. To nie byłą ta sama pewna siebie dziewczyna. Nie miała uśmiechu na twarzy tak jak zawsze. Teraz to zupełnie inna osoba. Była taka jakby...bezbronna. Nie wiem kto lub co doprowadziło ja do takiego stanu ale nie dopuszczę, żeby kiedyś ktokolwiek zrobił jej coś takiego.
Am: J-ja...Mam się p-przep-prowadzić -Powiedziała co chwile jąkając się. Roza wyglądała jakby miała się popłakać. Kastiel zrobił wielkie oczy a bliźniacy otworzyli buzie. Ja poczułem...coś takiego...nowego. Poczułem się jakby w moim sercu niczego nie było. W gardle stanęła mi wielka kula przez którą nie umiałem mówić.
Roz: J-jak t-to ? -zapytała
Am: No b-bo myślałam, ż-że przyjechałam t-tu na z-zawsze ale byłam t-tu tylko do c-czasu znalezieni m-mi opiekuna...-Powiedziała ze łzami w oczach.
Al: Ale...Kiedy masz już tam być?
Am: Wyjeżdżam w ponied-działek -Powiedziała patrząc na wiadomość w telefonie. Zapadła cisza. Rozalii pociekły łzy z oczu. Widać było, że ona i Amy bardzo się przyjaźnią. Tak naprawdę to nie widziałem jeszcze żeby Rozalia aż tak się z kimś zaprzyjaźniła. Amy szybko ją przytuliła chociaż ona też płakała. po kilkunastu minutach Amy wstała i popatrzyła na zegar. Była 12:03. W końcu Odezwałem się
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-Amy-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Lys: Ja muszę już iść...Obiecałem Leo, że przyjdę wcześniej...-Już chciał się ubierać gdy powiedział- Amy...Mogę cię poprosić? -Zapytał cicho. Powoli poczłapałam na korytarz. Lys szepnął mi do ucha dwa słowa
Lys: Kocham Cię -Powiedział po czym odsunął się. Bez zastanowienia rzuciłam mu się na szyję. Przez chwilę był oszołomiony ale odwzajemnił uścisk. Po minucie puściłam go a w korytarzu pojawili się bliźniacy i Kastiel. Też musieli już iść. Gdy całą grupka wyszła zdałam sobie sprawę, że Roza nadal tu jest.
Roz: Amy... Czy ja mogę jeszcze trochę zostać ? -Zapytała-
Am: Jasne...Możesz tu zostać ile chcesz...-Po tym poszliśmy do salonu i aby rozluźnić atmosferę włączyliśmy jakiś film. Nie mogłam się jednak na nim skupić. Skupiałam się na czymś innym. Te dwa słowa które wyszeptał Lysander...To niby tylko słowa a jednak tak dużo znaczą. Po kilku godzinach Roza też musiała już iść. Resztę soboty i całą niedzielę spędziłam samotnie. Przez te dni zajmowałam się papierkową robotą i pakowaniem się. Wyglądałam tak samo jak w dniu mojego przyjazdu. Smutna dziewczynka z jedną marną walizką. Na sam koniec dostałam na telefon chyba z 20 ciepłych słów i pożegnań. W poniedziałek o 10:00 Byłam już na stacji kolejowej na którą przyjechałam autobusem. Miał się tu ze mną spotkać jakiś facet. Po kilkunastu minutowym czekaniu zobaczyłam go na horyzoncie. Gdy do mnie podszedł zapytał się:
...: Panna Reebecka Mashew ? 
Am: Ymmm...Nie. Nazywam się Amy Leeclark. -Powiedziałam. Zakłopotany mężczyzna szukał czegoś w papierach.
...: Napisane tu mam, ze spotkać się miałem tu z Reebecką. 
Am: Może to jakaś pomyłka ?
...: Najwyraźniej...
Am: Czyli mogę wrócić do domu ? -Zapytałam podekscytowana-
...: Tak ale muszę zawiadomić twojego opiekuna -Podałam mu imię oraz nr telefonu ciotki.- Dziękuje. Będziesz musiała tutaj poczekać i przy okazji wypełnić kilka dokumentów.
Am: Dobrze -Powiedziałam. Po półgodzinie w korytarzu powitała mnie ciotka swoimi wielkimi uściskami. Do domu jechaliśmy przez około godzinę. Nie umiem opisać tego jak byłam szczęśliwa. Szybko pobiegłam do pokoju wzięłam torbę z książkami i wybiegłam z domu. Ciotka nawet nie próbowała mnie powstrzymać. Jak najszybciej chciałam zobaczyć moich przyjaciół. Gdy zobaczyłam przed sobą bramę do z napisem "Słodki Amoris" zatrzymałam się. Wzięłam głęboki wdech i pomaszerowałam pod drzwi. Już chciałam popchnąć drzwi z całej drzwi ale powstrzymałam się. Lekko uchyliłam drzwi i przez szparę zauważyłam moich przyjaciół rozmawiających o czymś. Wszyscy mieli smutne miny i na żadnej z nich nie widniał uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać pchnęłam drzwi i stanęłam w korytarzu. Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Pomaszerowałam w stronę mojej ulubionej grupki. Jako pierwsza wyrwała się Roza rzucając mi się na szyję. Od razu odwzajemniłam uścisk. Reszta patrzyła na nas ze zdziwieniem. Gdy Roza puściła mnie zaczęła nawijać 
Roz: Amy! Jak ty się tu znalazłaś ?! -Powiedziała z wielkim uśmiechem na ustach.
Am: Pomylili osoby i zamiast mnie odjechać miała jakaś inna osoba -Powiedziałam gdy inni siędo nas zbliżyli. Dopiero teraz zauważyłam, że niema z nimi Lysandra. Po chwili poczułam jak zostaje podnoszona przez czyjeś ramiona.
Al: Tak się bałem, że nigdy już razem nie pójdziemy na shopping -Powiedział podnoszący mnie Alexy -
Am: Nie bój się. Jak chcesz to możemy iść dziś -Powiedziałam. Tak naprawdę nie chciałam tego, ale widziałam jak mu na tym zależy.
Al: Yesssss! Dziękiii -Powiedział przytulając mnie-
Am: Dobrze, dobrze ale puść już mnie. 
Al: Przepraszam -Powiedział upuszczając mnie na ziemię. Po tym pogadaliśmy jeszcze chwilę. Zauważyłam jak Nataniel przygląda nam się
Am: A on cos wiedział ? -Powiedziałam wskazując głową na Blondyna-
Ar: Cała szkołą o tym wiedziała! -Po tych słowach i chwili zastanowienia podeszłam do Nataniela. Gdy podchodziłam szybko odwrócił wzrok. Wzięłam oddech i powiedziałam
Am: Hej Nat...-Nie dał mi dokończyć bo po moich słowach przytulił mnie mocno. Gdy poluzował uścisk i puścił moje ramiona zniknął za drzwiami pokoju gospodarzy . Gdy odwróciłam się na pięcie za mną stałą tylko Roza.
Am: Gdzie inni ?
Roz: Poszli do domu. Lekcje skończyły się szybciej z powodu jakiegoś nowego wydarzenia. Ty też powinnaś już wracać
Am: Dobrze...Mam jeszcze jedno pytanie...Wiesz możne gdzie jest Lysander -Roza wyglądała na zakłopotaną
Roz: On...On nie przyszedł dziś do szkoły...-Powiedziała
Am: Rozumiem...Dasz mi jego adres? Chciała bym zobaczyć i sprawdzić czy nic mu nie jest...-Powiedziałam chicho rumieniąc się trochę. Roza uśmiechnęła się i dała mi kartkę z  adresem. Potem rzuciła tylko "Do jutra!" i zniknęła za drzwiami do budynku. Szybko podążyłam za jej krokami. Podążałam ulicami co chwilę spoglądając. Gdy byłam już prawie na miejscu zdałam sobie sprawę, że Lysander mieszka blisko mnie. Gdy dotarłam przed bramę i już podążałam w stronę klamki zobaczyłam coś ,dzięki czemu moje serce rozpadło się na milion lub więcej kawałków. Lysander...ten sam który mówił, że mnie kochał...Całował się z jakas niską blondynką z różowymi końcami włosów. Wyglądała jak lalka. Zamarłam w bezruchu. Wiatr rozwiewał moje włosy a po policzkach poleciały pojedyncze łzy...Serce biło mi jak oszalałe. Ręce drżały od sekundy do sekundy coraz mocniej. W pewnym momencie straciłam panowanie nad moimi dłońmi upuszczając przy tym karteczkę którą zaciskałam w jednej z moich słabych pięści. Papier poleciał z podmuchem wiatru i wylądował przed naszą nową parą. Lysander to zauważył i szybko odsunął się od blondynki. Skierował swój wzrok na bramę a potem na mnie...Stał jak słup a blondynka machała mu ręką przed oczyma. Po chwili odepchnął dziewczynę na bok i zaczął pędzić w moją stronę. Szybko puściłam się w stronę lasu. Nie widziałam kompletnie nic...Płakałam tak mocno, że łzy zasłaniały mi widok. Z oddali słyszałam krzyki na które jeszcze bardziej przyspieszyłam:
Lys: AMY! Amy czekaj! -Gdy zostałam otoczona przez drzewa poczułam lekki powiew wiatru. Skręciłam w głąb lasu. Gdy byłam już totalnie nie świadoma gdzie jestem słyszałam, że Lysander też się pogubił. 
Lys: Amy! Daj mi to wszystko wytłumaczyć! Amy! -Słyszałam jak Lysander zbliża się do mnie. Znów puściłam się biegiem na polanę. Zwolniłam bo wiedziałam, że nie mogę juz dalej uciec. W pewnym momencie usłyszałam tętnienie w oddali i po chwili kilkanaście metrów przede mną stanęło stado...Mustangów! Nie myślałam, że takie rzeczy mogą zdążyć się w rzeczywistości. Podeszłam do nich po cichu ale też nie za szybko. Wszystkie spłoszyły się...Jednak zauważyłam, że pewna kara klacz ciągle stoi i przypatruje się mi. Bez chwili zwątpienia podeszłam do niej wyciągając rękę aby ją pogłaskać. Ku mojemu zdziwieniu koń dał się pogłaskać. Nie zastanawiając się długo postanowiłam na nią wsiąść. Klacz nie stawiała oporu. Bardzo dobrze umiałam jeździć ale od przeprowadzki nie miałam na to czasu. Poklepałam klacz i puściłam się galopem w stronę z której przyszłam. Na drodze stał Lysander zatrzymałam się przed nim i popatrzyłam mu w oczy.
Lys: Zawsze mnie zaskakujesz...-Powiedział próbując załagodzić sprawę
Am: Ty mnie też...Nie wiedziałam, że potrafisz taki być...Najpierw wyznajesz mi miłość a potem całujesz się z inną...Ach już wiem...Pomyślałeś sobie, że gdy wyjechałam nie będziesz mieć u nikogo szans ?
Lys: Amy...To nie tak.. ja...-Nie dałam mu dokończyć ponieważ przejechałam koło niego stępem. 
Am: Myślałam, że między nami może narodzić się cos innego...Jednak myliłam się...Miłego wieczoru...
Lys: Amy... Czekaj! -Zatrzymałam się
Am: Tak ? -Powiedziałam
Lys: Możesz mnie podwieźć...? Nie wiem jak wrócić...-Po tym zastanawiałam się przez chwilę.
Am: No dobrze...Podaj rękę...-Powiedziałam wyciągając swoją małą dłoń. Po chwili Lysander złapał ją. Miałam pewna trudności ze wciągnięciem go na klacz ale po chwili udało się. Usiadł za mną i objął mnie w pasie. Przeszedł mnie dreszcz. 
Am: Trzymaj się mocno -Powiedziałam po czym pusciłam się galopem. Po kilku minutach bylismy już przed jego domem. Zsiadł z pewnymi przeszkodami. Chciał cos powiedzieć ale nie dałąm mu szansy pojechałam jeszcze kawałek kłusem a potem zeszłam z klaczy
Am: Dziękuje ci za pomoc...Nazwę cię Luna...Pasuje ci...-Koń na to parsknął- Do zobaczenia ...-Powiedziałam kierując się w stronę domu. Po pięciu minutach byłam już w domu. Czekała tam na mnie niespodzianka...

niedziela, 13 marca 2016

Rozdział VIII

Gdy usłyszałam ten ciepły głos szybko się odwróciłam. Dobrze wiedziałam kto to, ale wolałam się upewnić. Jednak nie myliłam się. Za mną stał Lysander!
Am: Lysander ? To ty do mnie to napisałeś ? -Powiedziałam trzymając kartkę w ręce.
Lys: Tak. To ja. Nie zdążyłem się z tobą wcześniej skontaktować. Chciałem się zapytać czy...czy... m-może wiesz gdzie była Roza przez resztę dnia ? -Gdy to powiedział wiedziałam, że to nie o to chciał mnie zapytać
Am: Ym...Em...nie nie wiem. Tak wo gule to też miałam się z tobą porozmawiać. 
Lys: Ach tak ? -Zapytał z uśmiechem-
Am: Tak! Zapraszam dziś kilka osób. Chcesz przyjść ?
Lys: Z największą przyjemnością -Powiedział- O której mam przyjść ?
Am: Za około dwie godziny. Pasuje ci ? -Zapytałam wyjmując telefon i sprawdzając godzinę
Lys: Oczywiście. To do potem! 
Am: Do potem! -Gdy zniknął mi z pola widzenia zrozumiałam w co się wpakowałam. Przecież nikogo nie zaprosiłam! Gdy się rozmyśliłam szybko pobiegłam do szkoły szukając kogoś kto mógł by przyjść. Szczęśliwym trafem zauważyłam Armina! Podbiegłam do niego i wypaliłam:
Am: Hej Armin! -Chyba mnie nie usłyszał bo gdy się z nim przywitałam podskoczył jak oparzony.
Ar: Am! Chcesz żebym zawału dostał!? -Powiedział patrząc na mnie-
Am: Przepraszam. Przychodzi dziś do mnie kilka osób ? Chcesz przyjść ? Możesz też zgarnąć Alexego jak chcesz. -Wypaliłam jednym tchem.
Ar: Spoko. Możemy przyjść. Tylko, że nie znam twojego adresu. -Po ostatnim zdaniu wręczyłam mu kartkę z nabazgranym adresem.
Ar: Dzięki. O której mamy być ? 
Am: Za około dwie godziny. Możecie przyjść wcześniej jeśli chcecie. 
Ar: Okej! Dzięki -Powiedział wyciągając swoją konsolę. Chyba nie zauważył, ze już koniec lekcji. Gdy zaczął grać poszłam w stronę szafek. Na szczęście spotkałam Rozę która zbierała się do wyjścia.
Am: Roza ! -Krzyknęłam do niej. Szybko się odwróciła
Roz: Hej Am! Stało się cos ? -Zapytała zamykając szafkę-
Am: Tak! Chcesz do mnie dziś przyjść ? Będą bliźniaki, Lysander...-Powiedziałam -
Roz: Okej! Kiedy mam być ? 
Am: Za około dwie godziny. -Powiedziałam z uśmiechem na twarzy
Roz: Okej! Do zobaczenia potem! -Powiedziała odchodząc
. Poszłam w stronę klatki schodowej. Wiedziałam, ze spotkam tam Kastiela. Nie myliłam się. Gdy mnie zobaczył od razu odwrócił wzrok. Przyznam, że żal mi się go zrobiło. Po namyśle, podsunęłam mu mój telefon pod nos. Popatrzył na mnie i wypalił

Kas: Widzę, że nie możesz się beze mnie obejść- Powiedział usuwając film z mojego telefonu.
Am: Nie do końca. Chciałam cię zaprosić do mnie. 
Kas: Tylko we dwoje ? -Powiedział ze swoim sławnym uśmieszkiem. 
Am: Niestety muszę cię zmartwić. Będzie nas sześciu jeśli się zgodzisz.
Kas: Pf....-Popatrzył na mnie. - No dobra przyjdę ale nie...-nie dokończył bo wepchnęłam mu kartkę z adresem do ust-
Am: Smacznego! Za dwie godziny możesz przyjść. -Powiedziałam kierując się w stronę wyjścia. Gdy dotarłam do domu Titi siedziała w kuchni. 
Am: Hej Titi! -Powiedziałam zamykając za mną drzwi. 
Ti: Hej Amy. Jak tam w szkole ? -Powiedziała. 
Am: Wszystko dobrze. Titi dziś przyjdą do mnie znajomi. Nie masz nic przeciwko ?
Ti: Oczywiscie ,że nie! A na dodatek chciałam ci cos powiedzieć. Nie będzie mnie do poniedziałku. W Firmie mają jakis problem czy cos takiego. -Powiedziała. Pogadałysmy jeszcze przez chwilę a potem poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i...zasnęłam. Po kilkudziesiąciu minutach obudziłam sie słysząc głos Titi
Ti: Amy! Ktos do ciebie! -Gdy to usłyszałam obudziłam się i wstałam na równe nogi. W progu do mojego pokoju Stała Titi a koło niej bliźniaki.
Am: Wy...Nie mieliscie być później ? 
Ar: Tak, ale Alexy uparł się, że przyjdziemy wcześniej. -Powiedział patrząc na brata
Ti: Amy ja już jadę. Do zobaczenia! -Powiedziała
Am: Paaa!
Al: Będziemy tu sami ? Ufff już myślałem, że będziemy mieć nadzór -Powiedział gdy usłyszał zamykane drzwi. 
Am: Titi wyjeżdża. Nie będzie jej przez trzy dni.
Ar: Mówicie sobie na ty? -Zapytał
Am: Długa historia. Okej skoro już jesteście to mi pomożecie -Słyszłam jak Armin westchnął. Podeszłam do biurka szukając pieniędzy. Gdy je znalazłam wręczyłam Alexemu i powiedziałam:
Am: Pójdziecie do sklepu i kupicie coś do jedzenia i picia a ja przygotuje wszystko do czasu aż inny nie przyjdą.
Al: Tak jest kapitanie! -Powiedział wychodząc z pokoju. Armin poszedł za nim powłócząc nogami. Gdy się ogarnęłam ubrałam moję ulubioną, białą koszulkę na grubych ramiączkach i czarne leginsy. Zbiegłam po schodach. Szybko wbiegłam do salonu i zaczęłam szperać po szafkach. Gdy sprawdzałam szafkę pod telewizorem znalazłam duży karton. Nie zastanawiając się długo otworzyłam go. W środku znajdował się X-Box ( xD) A z nim kontrolery i gra "Just Dance" i inne. Gdy wyjmowałam maszynę z pudła o mało jej nie zepsułam. Ważyła chyba z tonę. Po kilkunastu minutach upierania się z nią udało mi się ją podpiąć. Zostawiłam urządzenie do ładowania się a sama poszłam do kuchni po kubki. Gdy wszystko było gotowe zaczęłam tańczyć. Szło mi bardzo dobrze. Na sam koniec odwróciłam się i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. W progu, stali wszyscy których zaprosiłam i patrzyli w moją stronę. 
Am: W-Wy...Jak długo t-tu staliście ? -Powiedziałam jąkając się
Roz: Wystarczająco długo. -Powiedziała z usmiechem
Ar: Cool! Mogę też spróbować ? -Wykrzyknął oddając zakupy Alexemu który uginał się pod ich ciężarem. Szybko podbiegłam i pomogłam mu z nimi
Am: Dziękuje wam -Powiedziałam zanosząc zakupy do kuchni. Ciągle myslełam o moim upokożeniu. gdy wróciłam do salonu Armin grał na konsoli a reszta stałe tak jak ich zostawiłam.
Am: Rozgośćcie się. -Powiedziałam wskazując na kanapę. Wszyscy usiedli. Gadalismy przez dobre trzy godziny. W końcu byliśmy strasznie wyczerpani. Gdy wszyscy chcieli juz isc wypaliłam
Am: A może...może chcecie zostać na noc ? -Wszyscy na mnie popatrzyli.- No bo...Jutro sobota więc...pomyślałam, ze zostaniecie. A poza tym będę tu sama więc przyda mi się towarzystwo. -Powiedziałam z uśmiechem na twarzy
Roz: Ja chętnie zostanę! -Wykrzyknęła  
Ar: Ja też zostaję! Masz konsolę więc jakoś przeżyje. -Wszyscy popatrzyliśmy na Alexego.
Al: Pffff...Zgoda. Zostajemy
Kas: Ja też zostaje -Powiedział wskakując na kanapę. Tym razem każdy patrzył na Lysandra.
Lys: Ymm...Dobrze. Też mogę zostać. Ale muszę powiadomić Leo -Po tym wyjął telefon i zaczął pisać do swojego brata.
Roz: Ja też zadzwonie do rodziców .
Al: Ja zrobię to samo -Teraz zostałam sama z Arminem i Kastielem który oglądał horror. Szybko poszłam poszukać jakis materacy. Przy przeczukiwaniu domu dowiedziałam się, że mamy pokój goscinny. Był w nim cztery łóżka. Z szafy wyjęłam
komplety pościeli. Gdy zeszłam na dół zauważyłam, że wszyscy byli już w salonie

Am: Mamy pokój gościnny w którym są tylko cztery łóżka. Musimy zrobić losowanie kto będzie spać ze mną. -W tym samym momencie Kastiel zrobił swój sławny uśmieszek. 
Am: Roza pomożesz mi ?
Roz: Tak jasne. Tylko daj mi kartkę i długopis -Po tym szybko podeszłam do szafki i zabrałam z niej kartkę i jakiś mazak. Wręczyłam to Rozie i w dwie minuty wszystko było gotowe.
Roz: Okej. Gotowe. Amy będzie losować i ten kogo wylosuje będzie spać w jej pokoju. Okej? -Wszyscy przytaknęli - Okej Am losuj! -Podała mi czapkę z losami w środku. Sięgnęłam do środka i wybrałam jeden los. Odwinęłam go i przeczytałam "Lysander". Trochę się zawstydziłam ale też cieszyłam. 
Am: Ymm...Lysander -Powiedziałam pokazując kartkę. Kastiel prychnął. Roza usmiechnęła się jakby to był jej specjalny plan. Bliźniaki popatrzeli na siebie porozumiewawczo, a Lysander się zarumienił.
Am: Ymmm...No dobra teraz trzeba poszukać wam czegoś w czym będziecie mogli spać. -Szybko pomaszerowałam do mojego pokoju. Z walizek które stały w szafce wyciągnęłam dwie męskie T-shirty. Zaczęłam grzebać po półkach. Znalazłam w nich dwie za duże dla mnie bluzki. Teraz zaczęłam szukać piżamy dla mnie i Rozalii. Gdy wszystko było gotowe zaszłam na dół i rozdałam (xD) ubrania.
Roz: Ja pójdę umyć się teraz. Nie mam ochoty czekać potem na łazienkę. -Po tych słowach wręczyłam jej ręcznik i sama jeden też zabrałam
Am: Ja też już pójdę. Postarajcie się niczego nie popsuć. Zgoda ?
Ar, Al, Kas, Lys : Yhym... -Po tym ja i Roza poszłysmy do łazienek. Gdy miałam już wchodzić pod przysznic zdałam sobie sprawę, ze mam otwarte drzwi. Szybko do nich podskoczyłam i zamknęłam je. Po pięcio minutowym myciu i ubraniu się w moją niebieską piżamę zeszłam na dół. Rozalia siedziała już z chłopakami na dole. 
Roz: Nareszcie! Czekaliśmy na ciebie. Gramy w butelkę. Chcesz zagrać ?
Am: Jasne! -Alexy,Lysander, Roza i ja usiedliśmy w kole na dywanie. Kastiel i Armin odsunęli stolik i przyłączyli się do nas Najpierw kręciła Roza. Wypadło na Alexego.
Roz: Alexy, Alexy, Alexyyyy...Wiem! Idź do pokoju Amy, otwórz okno i krzyknij "Zaraz uratuję was śmiertelnicy!". -Na sam koniec każdy wybuchnął śmiechem. Alexy wdrapał się na piętro i z wachaniem wykonał zadanie. Kilka osób na zewnątrz smiało się a inni stukali się w czoło. To prawda że było już późno. Zażenowany Alexy zamknął okno i wszyscy zbiegliśmy do salonu. Zabawa zaczęła się rozkręcać. Na sam koniec Alexy siedział w z dwoma małymi kucykami i różowymi podkolanówkami, Kastiel miał na sobie szlafrok z uszkami królika, Armin miał tapetę na twarzy, Lysander siedział w ubraniach Kastiela a Roza siedziała w ubraniach Lysandra. Ja siedziałam zupełnie normalnie ponieważ butelka ani razu na mnie nie trafiła. Ostatni kręcił Lysander. Tym razem nie miałam takiego szczescia. Butelka zatrzymała się przede mną.
Lys: Hmmm...-patrzyłam na niego błagalnie- Nie będę ci dawać niczegio trudnego. Jutro zrobisz każdemu sniadanie.
Am: Uff...Postanowione. Możecie sobie wybrać co chcecie. -Po tym każdy składał zamówienia. Gdy trochę posprzątalismy rozdałam chłopakom ręczniki i poszli do łazienek. Armin i Alexy czekali na swoją kolej. Ja za to poszłam przygotować materac dla Lysandra. Gdy wszystko było gotowe z łazienki wyszedł właściciel materaca. Był cały mokry. Bluzka przylepiałą mu się do ciała a z włosów ciekła woda
Am: Co się stało ? Nie dałam ci ręcznika ?
Lys: Tak ale...Zapomniałem go na dole...-Powiedział zawstydzony. Z szafy wyjęłam ręcznik i rzuciłam w jego stronę. Lys złapał go i poc chwili przyszedł całkiem suchy. W tym samym momencie do pokoju wparował Alexy.
Al: Już mogę ?
Lys: Tak, tak. -Powiedział siadając na materac. -Gdy po kilkunastu minutach w domu zapadła cisza. Też postanowiłam się położyć. Nie umiałam jednak zasnąć. Wpatrywałam się w gwiazdy które świeciły za oknem. Zamknęłam oczy. Po kilku minutach poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Przeszły mnie dreszcze.
Lys: Dobranoc Amy...-Szepnął. Jego oddech łaskotał mnie po karku. Po chwili zastanowienia pocałował mnie w policzek. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił. Bez zastanowienia szepnęłam
Am: Dobranoc...-Po czym zasnęłam w objęciach Lysandra.

sobota, 5 marca 2016

Rozdział VII

Am: Ken!? Co ty tutaj robisz ? -Zapytałam nieco mniejszego ode mnie chłopaka, w zielonym sweterku i z ogroooomnymi okularami.
Ke: Ja...Przeprowadziłem się tu, bo nie mogłem zniesc tego, że cię już nie zobaczę...- Powiedział patrząc na mnie
Am: To miłe! Ale wiesz...Jest już dosyć późno i nie chciała bym się spóźnić do domu
Ke: Ah... To do jutra!
Am: Do zobaczenia -Pożegnałam się z nim. Ken był dla mnie jak brat. Byłam jego jedyną przyjaciółką w starej szkole. Chłopak był we mnie szaleeeeńczo zakochany. Wszystko zaczęło się w podstawówce. Tę historię opowiem wam kiedy indziej. Pobiegłam w stronę domu. Nie zajęło mi to dużo czasu. Szybko wbiegłam do kuchni aby przywitać się z ciocią. 
Am: Hej Titi!
Ti: Witaj kochana! Jak na pikniku? Siadaj i opowiadaj -wskazała na krzesło a ja od razu na nie usiadłam. Opowiedziałam wszystko od początku do końca. Po mojej "opowiadance" pognałam wziąć krótki prysznic i wskoczyłam w piżamę. Postanowiłam spakować się dziś ze związku na mój mini "konkurs". Szybko wsadziłam książki do plecaka i odłożyłam go na krzesło. Wskoczyłam do łóżka, ziewając przy tym i zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się o 7:02. Po ogarnięciu włosów, makijażu, i moich przepięknych ząbków (xD) ubrałam się, zabierając przy tym plecak i pognałam po schodach do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu Titi siedziała przy stole z...Rozą! Rozmawiały o różnych pierdołach. Gdy stanęłam w progu Białowłosa rzuciła mi się na szyję. 
Am: Roza! Co ty tu robisz ?? -Zapytałam gdy uwolniła mnie od swoich ramion
Roz: Przyszłam po ciebie. Miałam cię zaprowadzić do pi...-Urwała- zaprowadzić do klasy przyrodniczej  -Powiedziała z uśmiechem -
Am: Ach tak! -Powiedziałam po chwili!- To co idziemy ? -Odparłam poprawiając plecak na ramieniu -
Roz: Tak! Szybko bo nie będziemy na czas -Odpowiedziała chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę wyjścia. Gdy dotarliśmy do szkoły Roza zaprowadziła mnie do niebieskich drzwi znajdujących się pod klatką schodową . 
Roz: Muszę cię zostawić. Idę się spotkać z Leosiem. -Powiedziała odchodząc w głąb korytarza. Rozglądnęłam się nerwowo i zauważyłam, że w zamku jest klucz. Przekręciłam go szybko łapię przy tym klamkę i naciskając ją. Za drzwiami znajdowały się schody do ciemnego pokoju oświetlonego małym okienkiem. Chłopaków jeszcze nie było, więc postanowiłam się porozglądać i poszperać w skrzyniach stojących pod ścianą. Gdy otworzyłam pierwszą skrzynie zobaczyłam pełno pudełek z płytami. Na samym dole odkopałam pudełko z napisem " Podkład do piosenki - Just A Dream-Sam Tsui". Była to moja ulubiona piosenka. Nie zastanawiając się długo, włożyłam płytę do odtwarzacza i włączyłam przycisk PLAY i usiadłam na krześle. Gdy piosenka się włączyła, szybko zaczęłam śpiewać.
 

I was thinking about you, think about me,
Think about us, what we gonna be,
Open my eyes, It was only just a dream.

Travel back, down the road,
Will come back, no one knows,
I realize, it was only just a dream

I was at the top and I was like I’m at the basement.
Number one spot and now you found your own replacement.
I swear now that I can't take it, knowing somebody's got my baby.
And now you ain't around, baby I can't think.
Shoulda put it down. Shoulda got that ring.
Cuz I can still feel it in the air.
See your pretty face run my fingers through your hair.

My lover, my life. My baby, my wife.
You left me, I'm tied.
Cuz I knew that it just ain't right.

I was thinking about you, think about me,
Think about us, what we gonna be,
Open my eyes, It was only just a dream.

Travel back, down the road,
Will come back, no one knows,
I realize, it was only just a dream

When I'm ridin I swear I see your face at every turn.
I'm tryin to get my usher on, but I can let it burn.
And I just hope you'll know you're the only one I yearn for.
No wonder I'll be missing when I'll learn.

Didn't give you all my love, I guess now I got my payback.
Now I'm in the club thinkin all about you baby.

Hey, you was so easy to love. But wait, I guess that love wasn't enough.

I'm goin through it every time that I'm alone.
And now i'm wishing she'd pick up the phone.
But she made a decision that she wanted to move one.
Cuz I was wrong.

I was thinking about you, think about me,
Think about us, what we gonna be,
Open my eyes, It was only just a dream.

So travel back, down the road,
Will come back, no one knows,
I realize, it was only just a dream

If you ever loved somebody put your hands up.
If you ever loved somebody put your hands up.
And now they're gone and you wish you could give them everything.
Ohh, if you ever loved somebody put your hands up.
(If you ever loved somebody put your hands up)
If you ever loved somebody put your hands up
(If you ever loved somebody put your hands up)
And now they're gone and you wish you could give them everything

I was thinking about you, think about me.
Think about us, what we gonna be?
Open my eyes (open my eyes)
It was only just a dream (it's just a dream)
So travel back (travel back) (I travel back)
Down that road(down the road)
Will come back?
No one knows (no one knows)
I realize, it was only just a dream
(No, No, Woah, Woah)

And I was thinking about you, think about me.
Think about us, what we gonna be?
Open my eyes (open my eyes)
It was only just a dream (It's just a.. It's just a dream)
So travel back, down that road.
Will come back?
No one knows.
I realize(I realize)
It was only just a dream.
(Baby it was only just...it was only just a dream)
Noo.. Ohh.. Ohh..
It was only just a dream. 

Gdy skończyłam po moim policzku popłynęły dwie, samotne łzy. Odwróciłam się, a na schodach stali...Kastiel i Lysander! Moja twarz zbladła ale po sekundzie zaczęłam się rumienić.
Am: J-Ja...-zaczęłam jąkając się przy tym
Kas: Dziewczyno!! Czemu ty nic nie powiedziałaś ?! -Wyrwał się czerwonowłosy.
Am: Ale...Czego nie powiedziałam ? -Zapytałam schodząc z krzesła.
Lys: Masz bardzo piękny głos. Czemu mówiłaś, że nie umiesz śpiewać ? -Powiedział jak zawsze pokojnie Lysander
Am: No b-bo...j-ja
Kas: Musisz dołączyć do naszego zespołu. -Kastiel popatrzył na Lysandra.
Lys: Tak. Potrzebujemy cię.Masz przepiękny głos. Bardzo nam się przydasz
Am: No...Zastanowię się...-Powiedziałam rumieniąc się jeszcze bardziej- Aaaa co z naszym konkursem ? -zapytałam z uśmiechem -
Lys: Mogę powiedzieć, że...Amy wygrywa! -Gdy usłyszałam ostatnie zdanie runęłam na ziemię i zaczęłam się panicznie smiać. Kątem oka zauważyłam jak Kastiel strzela facepalma. Po kilku minutach śmiechu odezwałam się.
Am: To co Kastiel ? Szykuj się na swoje wyznanie -Powiedziałam podnosząc się z ziemi.
Kas: Pfff...Miejmy to już za sobą...-Po tym podszedł do mnie, łapiąc mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą w stronę drzwi (Porywacz ?! xD ). Po chwili byliśmy już na korytarzu. Gdy zauważyłam Alexego, szturchnęłam Kastiela i wskazałam ruchem głowy na niebieskowłosego. Kastiel westchnął i podszedł do niego nie chętnie. Ja za to schowałam się za szafkami. Bez wahania chwyciłam telefon i zaczęłam kręcić przebieg akcji. Gdy Kastiel podszedł do Alexego i zaczął coś mówić, Alexy zaczął się czerwienić i szybko odszedł. Kastiel po raz drugi strzelił Facepalma (Uwaga bo w Nataniela się przemienisz xD). Gdy szedł w moją stronę dyskretnie schowałam telefon z plikiem do plecaka.
Kas: Zadowolona ? -Mruknął gdy do mnie podszedł

Am: Jak najbardziej! -Wyjęłam telefon i pomachałam mu przed nosem. Widziałam co teraz trzeba zrobić: Uciekać! Wyrwałam się biegiem w stronę klatki schodowej. Słyszałam jak Kastiel mnie dogania, więc przyśpieszyłam. Na klatce schodowej stała Roza. Nie zastanawiając się długo rzuciłam się pędem w jej stronę. Patrzyła na mnie jakbym była jakąś wariatką. Najwidoczniej miała udane spotkanie z Leo, bo miała ogromny uśmiech na ustach. W sumie to na pewno to tak wyglądało. Gdy do niej dotarłam, wsunęłam jej telefon do ręki i szepnęłam:
Am: Schowaj i kryj przed Kastielem. -Powiedziałam jej na ucho. W ostatniej chwili Roza schowała telefon do plecaka. Na klatkę schodową wbiegł Kastiel.Od razu rzucił się na mnie. Stałam normalnie jak gdyby nic się nie stało. Gdy do mnie dotarł chwycił mnie za przedramię i szepnął i do ucha cicho, ale stanowczo
Kas: Oddaj to, a nic ci nie zrobię
Am: W twoich snach! -Popatrzyłam mu w oczy a na mojej twarzy malował się chytry uśmiech. Po tym, Kastiel wyrwał moją torbę i zaczął w niej grzebać. 
Kas: Gdzie on jest?! -Wycedził przez zęby
Am: Nie wiem -Powiedziałam wzruszając ramionami. Kastiel upuścił torbę i odszedł mrucząc coś pod nosem. Gdy zniknął z mojego pola widzenia zaczęłam się śmiać, a zaraz po tym Roza się do mnie przyłączyła.
Roz: Co jest z tym telefonem ?
Am: Zobacz najnowszy filmik -Powiedziałam. Roza odtworzyła film i na jego końcu wybuchła nie opanowanym śmiechem oddając mi przy tym telefon.
Am: Dobra koniec śmiania się. Idziemy na lekcje ? -Zapytałam chowając telefon.
Roz: Idź, idź. Ja zaraz do ciebie dołączę. Musze coś załatwić. -Powiedziała i odeszła. Szybko poszłam w jej ślady. Gdy wkładałam moje książki do szafki zadzwonił dzwonek na lekcje. Szybko zamknęłam szafkę i wbiegłam do klasy. W czasie, gdy usiadłam na swoim miejscu zauważyłam, że nie ma Rozy. Nie przejmowałam się tym bo wiedziałam, że miała coś do załatwienia. Przy wyciąganiu zeszytu na ławkę, znalazłam na niej małą kartkę. Rozwinęłam ją szybko i przeczytałam:
"Spotkaj się ze mną po zajęciach na dziedzińcu. To pilne" Po przeczytaniu małej wiadomości, nie znalazłam na niej podpisu. Rozejrzałam się po klasie. Nikogo nie było można podejrzewać.Wzruszyłam ramionami. Reszta lekcji minęła mi dosyć spokojnie. W czasie przerw, okazało się, że Roza była zatrzymana u dyrektorki w jakiejś ważnej sprawie. Poznałam też inne osoby takie jak Melania, Iris, Klementyna, Kim, Peggy, Violetta i Armin. Po lekcjach na korytarzu zaczepił mnie Ken.
Ke: Hej Amy! Co dziś robisz ?
Am: Ymm...Mam się z kimś spotkać. Podobno to pilne.
Ke: Szkoda...Chciałem cię zaprosić na podwieczorek...-Powiedział ze smutną miną.
Am: Może innym razem. Do zobaczenia! -Pomachałam mu i skierowałam się w stronę wyjścia. Czekając na tę tajemniczą osobę, usiadłam na ławce. Po dłuższej chwili domyśliłam się, ze to był tylko głupi żart jednej z Gangu Amber (XD). Gdy wstałam, na ramieniu poczułam rękę i usłyszałam:
...: Chciałaś sobie pójść ?