sobota, 20 lutego 2016

Rozdział IV

O 6:45 obudził mnie dźwięk budzika. Gdy wstałam zorientowałam się, że nie przebrałam ciuchów wczoraj wieczorem. Jako że miałam jeszcze dużo czasu wzięłam ręcznik, czyste ubrania i poszłam się umyć. Po sześciu minutach byłam już przebrana. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i usiadłam przy toaletce. Zrobiłam lekki makijaż. Przy malowaniu rzęs zauważyłam moje jeszcze lekko spuchnięte oczy po wczorajszym płaczu. Po krótkim "pindrzeniu się" do plecaka szybko spakowałam książki na przedmioty które dziś miałam. Jak torpeda zbiegłam po schodach i wbiegłam do kuchni. W niej Titi przygotowywała śniadanie, czyli smażyła placki. Szybko i po cichu usiadłam na krześle. Spojrzałam w stronę zegarka na którym widniała godzina 7:26. Titi chyba mnie nie usłyszała bo gdy się odwróciła prawie upuściła talerz z plackami.
Ti: Amy! O mało nie dostałam zawału!-krzyknęła
Am: Przepraszam, ale myślałam że, mnie usłyszysz -odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem
Ti: Pffff...Proszę. Mam tu dla ciebie placki. Nie musisz się spieszyć. - Powiedziała zerkając na zegar. Tak jak mówiła Titi nie spieszyłam się i rozkoszowałam przepysznymi wypiekami ciotki. Gdy skończyłam szybko nałożyłam na nogi moje ulubione trampki oraz cienką kurtkę, rzuciłam szybko krótkie "Do zobaczenia!" i wyszłam z domu. Po pięciu minutach dotarłam na przystanek. Była dopiero 7:35. Oklapłam na ławkę i czekałam aż przyjedzie autobus. Gdy rozmyślałam o tym co będę dziś robić zauważyłam, że do przystanku zbliża się jakiś chłopak. Najpierw zauważyłam jego włosy. Były BIAŁE z czarnymi końcówkami. Jego oczy były tak samo zaskakujące jak włosy a mianowicie dlatego, że jedno z nich było złote a drugie zielone. Gdy zobaczyłam jego ubrania myślałam, że przeniósł się tu z innej epoki. To styl...Wiktoriański? Sama nie wiem. W każdym bądź razie przestałam mu się przyglądać bo nie chciałam, aby to zauważył. W chwili gdy usiadł na tej samej ławce co ja zauważyłam kątem oka, że on także mi się przygląda.
...: Witam. To ty jesteś Amy tak ? -Powiedział gdy zauważył, że się czerwienię
Am: Tak...Ale... skąd zna Pan moje imię ? -zapytałam z grzecznością co rzadko mi się przydarza
...: Nie musisz mi mówić "Pan". Jesteśmy w tym samym wieku. Mój znajomy mi o tobie mówił. Może go kojarzysz. Ma czerwone włosy...
Am: Tak kojarzę go...-powiedziałam cicho, przerywając mu
...: Ykhym- odchrząknął- Mam na imię Lysander. -Podał mi rękę. Gdy chciałam ją uścisnąć on odwrócił ją lekko i pocałował. Uśmiechnęłam się zarumieniona. Nagle przyjechał autobus. Wstałam i gdy weszłam zauważyłam machającą do mnie Rozę. Podeszłam do niej szybko i usiadłam koło okna. Potem zauważyłam, że na miejscu obok siedzi Kastiel a potem siada koło niego białowłosy. Odwróciłam wzrok do okna a białowłosa to zauważyła i zaczęła paplaninę
Ro: Amy! Wpadłam wcześniej na wspaniały pomysł! Pomyślałam, że pójdziemy z chłopakami -przy tym kiwnęła głową na miejsca obok- na zakupy!
Am: Fajnie. Na pewno będziecie się świetnie bawić! -Powiedziałam udając głupią
Ro: Tak szybko się nie wywiniesz! Idziesz z nami! Musimy ci kupić nowe ubrania!- Gdy usłyszałam te słowa oparłam głowę o siedzenie i zasłoniłam twarz rękoma
Am: No dobra...-odmruknęłam i usłyszałam jak czerwonowłosy się śmieje 
Wzięłam ręce z twarzy i posłałam mu spojrzenie, aby się odczepił na co on przestał się śmiać ale za to posłał mi swój uśmieszek. Postanowiłam go nazywać Rudą Małpą bo bardzo mu to pasuje.
Gdy stanęliśmy przed szkołą wysiadłam w towarzystwie Rozy. Na pierwszej lekcji była Biologia. To był jeden z kilku przedmiotów na których siedziałam sama. Mieliśmy jeszcze 5 minut do dzwonka. Stałam pod klasą przyglądając się uczniom. Nie znałam jeszcze kilku osób. No dobra... Nie kilku tylko wszystkich. Znałam tylko Rozę, Rudą małpę i Lysa. Roza mówiła, że dziś przed drugą lekcją przedstawi mi większą część klasy. Po chwili usłyszałam dzwonek na lekcję. Czekałam na końcu kolejki do klasy ponieważ nie chciałam się przeciskać. Gdy dotarłam do klasy uderzyły mnie promienie słońca które przebijały się przez nie zasłonięte rolety. Usiadłam na swoim miejscu koło okna i czekałam na nauczyciela. Ku mojemu zdziwieniu nad moją ławkę stanął białowłosy.
Lys: Mogę się przysiąść ? -zapytał z uśmiechem -
Am: T-tak jasne -odpowiedziałam po czym Lysander usiadł koło mnie. Gdy zajął miejsce obok mnie, serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Gdy rozglądałam się nerwowo po klasie zauważyłam jak Roza z uśmiechem nam się przygląda. Cos czuje, że na przerwie mnie dorwie szybciej niż myślałam. Oprócz Rozy zauważyłam także...Nataniela! Patrzył się na Lysandra z wrogością w oczach. Gdy zauważył  ,że na niego patrzę szybko się odwrócił i zrzucił przy tym swój piórnik rozrzucając przy tym pełno ołówków, długopisów, itp po klasie. Jako że siedziałam za nim a nikt nie palił się do pomocy wstałam i pomogłam mu zbierać przybory. W tym momencie mnie zobaczył. Zakłopotał się ale nic nie powiedział i kiedy oddałam mu swoje przedmioty podziękował i szybko usiadł. Ja także poszłam w jego ślady. Lekcja minęła szybko i gdy zabrzmiał dzwonek wystrzeliłam z klasy jak torpeda. Chciałam się ukryć przed Rozą ale było to nie możliwe. Była szybsza ode mnie i od razu mnie dogoniła.
Roz: Hola Hola!! Gdzie się tak spieszysz ? Musimy pogadać o tobie i Lysie! -Na ostatnie zdanie podskakiwała z rękami ułożonymi w stylu chomika. Brakowało jej tylko dwóch kucyków i lizaka.
Am: A-ale jestem pewna, że dla każdej nowej osoby jest taki miły. -Powiedziałam udając pewną siebie. Roza pokręciła przecząco głową
Roz: Tak. Jest uprzejmy ale nie aż tak bardzo jak dla ciebie!- Powiedziała ucieszona-
Am: No dobra ale...- W ten urwałam bo zauważyłam jak Lysander i Kastiel coś szepczą spoglądając co chwilę w naszą stronę. Na zakończenie tego Kastiel uderzył przyjacielsko Lysa w ramię i odszedł. Wyglądało na to, że Lysander nie chciał zostawać sam. Po chwili popatrzył na mnie i Rozę.
Roz: Hihi! Poczekaj chwilkę! -Nie zdążyłam nic powiedzieć za nim Roza podbiegła do Lysa i powiedział mu coś do ucha. Bez zastanowienia postanowiłam wiać. Znając Rozę nawet nie całe dwa dni, wiem co może wymyślić. Szybko wybiegłam na dziedziniec i jak na moje szczęście musiałam na kogoś wpaść. Tym razem nie upadłam, ponieważ ten ktoś złapał mnie za talię i uchronił od upadku. Przede mną stał chłopak o niebieskich włosach. Był ubrany w pomarańczową bluzę a na szyi miał słuchawki. Na jego twarzy widniał uśmiech który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy
Am: Przepraszam bardzo!-Powiedziałam spoglądając w stronę drzwi do szkoły
...: Nic się nie stało. My się chyba jeszcze nie znamy? Jestem Alexy- Po czym podał mi rękę
Am: Amy -Odparłam uciskając ją
Al: Jesteś nowa ?
Am: Tak. Przyjechałam tu wcz...-Nie dokończyłam bo usłyszałam...
Roz: AMY!!! -Roza wybiegła z budynku a ja spanikowałam. Szybko schowałam się za Alexym a on chyba zrozumiał powagę sytuacji bo ani nie drgnął z miejsca.
Roz: Alexy widziałeś taką blondynkę...Ymmm...Blondynkę która tak jakby...Uciekała ? -Mówiła przerywając aby nabrać tchu
Al: Nieeee...Żadnej blondynki nie widziałem...Na pewn..-nie dokończył bo szturchnęłam go lekko łokciem- Nie, nie widziałem- urwał
Roz: Uhhh!! Tak szybko mi się nie wywinie! -Rzuciła i pobiegła do szkoły. Wreszcie mogła wyjść z mojej kryjówki... Niestety to był zły pomysł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz